Moja fasolka...i ochroniarze mojego ogrodu w akcji. .

 Z uwagi na minimalną ilość miejsca w moim tycim ogródku postanowiłam wyhodować fasolkę szparagową w korytkach do kwiatów. 

I całkiem dobrze mi to wyszło 😁

Powiem szczerze jestem z siebie dumna...fasolka naprawdę obrodziła i dziś będzie na obiadek 😋

Przy okazji tej fasoli muszę się podzielić pewną ciekawostką jaką zaobserwowałam. Jak fasolka zaczęła kwitnąć pojawiły się mszyce...nie było ich dużo, ale to tylko chwilą by opanowały moje fasolki. 

I tak sobie myślę co tu zrobić, nie chce chemii, nie po to sobie ją sądzę by pryskać paskudztwem...te kilka sztuk mszyc pozbyłam się ręcznie i przeglądam internet co tam ludzie stosują...mam ziele wrotyczu, jak co użyję myślę sobie. 

Ale okazało się, że nie będzie potrzebne, bo na fasolce zamieszkał pajączek 😁 i pozjadał mszyce.

Czym dłużej obserwuję mój ogródek tym bardziej jestem zachwycona jak przyroda sobie doskonale radzi bez chemii.

Podobnie miałam z wiśnią..w tym roku zaatakowały ją małe sielone gąsienice...z rozpaczą patrzyłam jak mi wtranżalają liście na tym drzewie...biedne zaczęło dosłownie łysieć 😲 zbierałam je ręcznie, żeby nie pryskać drzewa, ale co rusz gdzieś mi tam objadały liście. 

A tu nagle patrzę jednego dnia, że drzewo zaczęło mieć lepkie liście, jakby puszczało soki przeznie...to przyciągnęło mrówki, które zjadły gąsienice.

Przyroda jednak jest naprawdę cudowna. Wiem pewnie na wielkich plantacjach nie jest to tak pięknie, ale sam fakt obserwacji jak sobie wszystko żyje własnym rytmem mnie zachwyca. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamienie życia... taka opowieść o życiu

Ciasteczka .... bezglutenowe...wysokobiałkowe

Tapetowanie