Zmarł mój tata.
Dnia 30 lipca zmarł mój tata. Dzień wcześniej rozmawialiśmy...narzekał, że ma problem z chodzeniem, ostatnio chorował. Odezwały się różne jego dolegliwości... dlatego z moim bratem na zmianę jeździliśmy do niego często. Robiłam mu zakupy, na dwa trzy dni...przygotowywałam obiad. Dziewczyna brata też dla niego robiła obiady.
Przyjeżdżałam 2 razy w tygodniu, szybkie zakupy, gotowanie obiadu... potem chwilą rozmowy...jak się czujesz...wiadomość , że zarejestrował się do kolejnego lekarza(prywatnie bo "państwowo" to za pół roku wizyta) i szybki powrót do domu, bo zawsze coś jest do zrobienia.
Ojciec miał duża anemię, strasznie chudł. Lekarze w przychodniach i szpitalach zbywali go..zapisali żelazo i witaminy...i do widzenia. Taka teraz opieka medyczna jest.
W sobotę, miałam trochę zajęć...Ojciec mieszkał na drugim końcu miasta, to ponad godzinę drogi mam do niego. Zastanawiałm się czy popołudniu nie podjechać. Zadzwoniłam do niego. Rozmawialiśmy chwilę...miał duży problem by wstać, ale starał się trochę ruszać. Przedtem codziennie chodził na długie spacery. Powiedziałam, że rano przyjadę zrobić mu śniadanie.
Siedziałam w sobotę i myślałam...chyba będę musiała tam zamieszkać z nim na jakiś czas. Chodziliśmy prywatnie do lekarzy...na pewno coś wykryją. Nie wiem czemu ale czułam, że powinnam tam być...jakieś przeczucie?
Przyjechałam rano w niedzielę. Zastałam go kleczacego przy fotelu...głowę miał opartą o fotel...wyglądał jakby spał. Był jeszcze w piżamie, pewnie wstał by się przebrać. Całe życie liczyła się dla niego tylko praca...biegł przez życie, brał z niego ile się da dużymi garściami. Ale taki bieg, stresy odbiły się na zdrowiu.
Człowiek najpierw tyra by mieć dużo pieniędzy, a potem dużo pieniędzy wydaje, by się leczyć, bo zniszczył sobie zdrowie tyrając.
Siedzę tak i myślę. Ciągle jesteśmy zajęci...ten zwariowany świat pędzi, a my z nim. Nie mamy czasu często dla bliskich. Zawsze coś jest do zrobienia, do załatwienia...potem dom i pranie, sprzatanie...zakupy. Potem usiąść, zjeść i paść na kanapę. Staram się nie pędzić w życiu. Nie gonię za pieniędzmi, cenię sobie spokój i ciszę...a mimo to zawsze coś mi umyka.
W takich chwilach, dopiero dostrzegamy jak mało czasu spędzamy z bliskimi osobami. Telefonia komórkowa dała nam możliwość kontaktu na odległość w każdej chwili...internet też. Więc dzwonimy, albo rozmawiamy na komunikatorach. I oddalamy się od siebie. Często z rodziną widujemy się tylko na święta.
A potem nagle kogoś już nie ma i zostaje taka pustka. Przecież wczoraj rozmawialiśmy przez telefon.
Komentarze
Prześlij komentarz